Proposal Daisakusen
Wyobraź sobie, drogi czytelniku, że twój przyjaciel/przyjaciółka z dzieciństwa, którego kochasz już od 14 lat, wychodzi za mąż/żeni się z kimś innym. Na ślubie stoisz między innymi gośćmi, patrzysz na tą ukochaną osobę, a twoja dusza krzyczy, że nie tak powinno być. Wyobraź sobie również, że stojąc na przyjęciu weselnym, oglądasz pokaz slajdów ze zdjęciami młodej pary, na których w zdecydowanej większości pojawiasz się i ty. Żałujesz, że w taki sposób kończy się twoja miłość? Czy, jeśli byłaby taka szansa, chciałbyś to zmienić?
Taki właśnie problem ma Ken, bohater dramy „Proposal Daisakusen”. Jego przyjaciółka z dzieciństwa stanęła na ślubnym kobiercu z innym mężczyzną. Największym problemem jest to, że Ken nie potrafi wyrazić swoich uczuć. Chociaż kocha Rei prawie od 14 lat, nie zdołał jej tego wyznać. Tak samo sprawa wygląda ze strony Rei. Ona również od zawsze była zakochana w Kenie, lecz również, tak jak on, nigdy mu tego nie wyznała. Co więcej, zrezygnowała z tej miłości, myśląc o tym, że nie ma szans na to, by kiedykolwiek byli razem.
Wygląda nieciekawie, prawda? Lecz nagle, przed naszym bohaterem pojawia się starszy mężczyzna, którego tylko Ken jest w stanie zobaczyć. Cały świat zamiera, czas się zatrzymuje. Okazuje się, że mężczyzna jest dobrym duszkiem, który za sprawą magicznej mocy może cofnąć Kena w czasie, zgodnie z wyświetlanym właśnie zdjęciem. W taki sposób nasz bohater mógłby wrócić do czasów młodości i jakoś zmienić rzeczywistość. Niewiarygodne, prawda? Ale Ken oczywiście przystaje na tą propozycję i za sprawą magicznego hasła „Hallelujah Chance”, wypowiedzianego wraz z przyjęciem odpowiedniej pozy, odbywa swoją pierwszą podróż w czasie.
Na początku patrzyłam na to z dystansem, nieco… niepewnie. Te podróże w czasie były dość… odjechane, ale cała historia miała swój urok. Ciekawie było gdybać, czy Kenowi tym razem się uda? Czy powie wreszcie Rei, że ją kocha? A kiedy mu się coś nie udawało, to złościłam się na niego i na innych, którzy mu przeszkodzili…
Na szczęście w tej dramie nie jest ukazany jedynie wątek miłosny. Pojawia się tu również piękna, ponadczasowa przyjaźń. Ken, Rei, Eri, Tsuru i Mikio spotkali się w czasach szkolnych i przez cały czas są razem. Cudowne jest to, że potrafią być ze sobą pomimo wszystkich problemów oraz to, że są sobie naprawdę oddani. Jeśli trzeba, to sobie pomagają, lub też karcą, gdy sytuacja tego wymaga.
Serial bardzo mnie wciągnął. Zdarzyło mi się również głośno roześmiać, czy rozpłakać w trakcie oglądania. I chociaż ciężko było na początku przełknąć tą całą sprawę z podróżami w czasie, cieszę się, że obejrzałam tą dramę do końca.
Serial bardzo mnie wciągnął. Zdarzyło mi się również głośno roześmiać, czy rozpłakać w trakcie oglądania. I chociaż ciężko było na początku przełknąć tą całą sprawę z podróżami w czasie, cieszę się, że obejrzałam tą dramę do końca.
11 odcinków (46 minut) + odcinek specjalny (1 godzina 53 minuty)
Hmmm, to raczej koncepcja nie dla mnie, wiesz, że sceptycznie podchodzę do produkcji zjadaczy sushi. Ale wiesz też, że jak Ty mnie już przekonasz, to - tak jak z Clannad - i ja daję się wciągnąć. Nauczyłaś mnie już, że masz dar przekonywania jak mało kto :)
OdpowiedzUsuńWiesz, nie wszystkie japońskie filmy są beznadziejne. Sama się o tym przekonałam i wiem, że można trafić na perełki, tak jak Tenshi no Koi, Hana Yori Dango czy HanaKimi. Trzeba się po prostu przyzwyczaić do słuchania języka japońskiego :) Jak przyjedziesz do mnie na ferie to będziemy sobie urządzać seanse japońskich filmów, dram i anime :)
OdpowiedzUsuńJestem wielkim fanem filmów azjatycki, często wchodzę na love-drama.pl - świetny portal:)
OdpowiedzUsuńPOZDRAWIAM!
Widzę właśnie po nicku i awatarze :) Też lubię Ichigo :)
OdpowiedzUsuńJa wręcz zakochałam się w dramach i filmach japońskich ;)
Powiem teraz, że zupełnie spontanicznie weszłam na twojego bloga i jeszcze bardziej bez zastanowienia mam zamiar zaraz obejrzeć ten serial. Już nie mogę się doczekać, bo zapowiada się miły odpoczynek, a tego mi teraz trzeba.
OdpowiedzUsuńNa samym początku skojarzyło mi się z... "Mój chłopak się żeni":D Cóż, komedia może nie najwyższych lotów, ale oglądało się całkiem, całkiem:p
OdpowiedzUsuńCo do serialu, przyznam, że z własnej woli nigdy bym sięgnęła, ale po Twojej recenzji...kto wie:D
Ja też podchodziłam do tej dramy nieco sceptycznie, ale jak spojrzałam na całość, bardzo mi się podobało :) Mam nadzieję, że jeśli to obejrzysz, nie rozczarujesz się :)
OdpowiedzUsuńNie wiem czy obejrzę, ale przypomniało mi się anime pt. "Lovely complex" ;)
OdpowiedzUsuńNie widziałam tego jeszcze, ale się przymierzam :) Wiem, że jest też film nakręcony na podstawie anime Lovely Complex...
OdpowiedzUsuńWitam !
OdpowiedzUsuńW kwestii japońskiego ( i azjatyckiego ) filmu jestem kompletnym laikiem. Oczywiście oglądałam animowane filmy ze studia Ghibli ( mam nadzieję, ze poprawnie napisałam ) i bardzo mi się spodobały - ale to cała moja znajomość tamtejszej sztuki filmowej. A swoimi recenzjami filmowymi naprawdę mnie zaintrygowałaś.
Mam nadzieję, że dzięki moim recenzjom spróbujesz zagłębić się w azjatyckie kino :) W niektórych przypadkach, naprawdę warto :)
OdpowiedzUsuńJapońskie horrory, to jest to! Moja siostra po obejrzeniu "Dark Water" bała się wchodzić do łazienki;)
OdpowiedzUsuńOwszem, japońskie horrory są najlepsze :D
OdpowiedzUsuń