30 grudnia 2011

Czarnoksiężnik z Archipelagu


Ursula K. Le Guin
Czarnoksiężnik z Archipelagu
Fantastyka


Tylko w milczeniu słowo,
tylko w ciemności światło,
tylko w umieraniu życie:
na pustym niebie
jasny jest lot sokoła.*
     „Czarnoksiężnik z Archipelagu” jest książką, o której nie mam pojęcia, co napisać. Niby są tutaj czary, które uwielbiam, ciekawa fabuła, dużo plastycznych opisów i bohaterowie, którzy są żywi, którzy odczuwają prawdziwe emocje, a nie tylko stwarzają pozory… Z drugiej jednak strony czary nie są tak wspaniałe jak myślałam, zanim wzięłam książkę do ręki, fabuła nie wciągnęła mnie na tyle mocno, by z zapartym tchem pochłaniać kolejne strony, opisy zajmują znacznie ponad połowę książki, a bohaterowie… cóż jest ich sporo, ale czasem odnosiłam wrażenie, że za mało się o nich dowiedziałam. Tak więc mam wielki dylemat przy pisaniu tej recenzji.
     Akcja powieści rozpoczyna się na wyspie Gont, w małym, odludnym miasteczku o uroczej nazwie Dziesięć Olch. Tam na świat przychodzi chłopiec o imieniu Duny. Jego matka zmarła niedługo po porodzie, więc nasz bohater nie został wychowany w atmosferze życzliwości, czułości i miłości. Wręcz przeciwnie, jego ponury, milczący ojciec był kowalem i całkowicie oddawał się pracy, a starsi bracia szybko opuszczali dom, by rozpocząć własne życie, podróżując, żeglując, uprawiając ziemię bądź pracując, jako kowale w innych miasteczkach. Z tego też powodu Duny wychowywał się sam i rzadko przebywał w domu. Dnie spędzał na włóczęgach po lasach, wypasaniu kóz i, kiedy był dostatecznie duży, pomaganiu ojcu w kuźni. Wielkim zaskoczeniem okazało się to, że chłopak okazał się silny magicznie, a doszło do tego przez przypadek.
     W czasie, gdy Duny miał siedem lat usłyszał dziwne słowa, które wiejska czarownica, siostra jego zmarłej matki, wymówiła do kozy, a ta posłusznie podeszła do kobiety. Zafascynowany chłopiec zapragnął wypróbować zasłyszany wierszyk na kozach, które wypasał. Jednak próba ta nie wyszła zbyt pomyślnie. Owszem, kozy od razu podeszły do niego i wpatrywały się tymi swoimi przerażającymi, żółtymi oczami, ale szybko zaczęły się wokół niego tłoczyć i przepychać. Duny przestraszył się ich i zbiegł ze wzgórza do wioski, gdzie spotkał czarownicę. Staruszka uspokoiła zwierzęta jednym słowem, po czym zabrała chłopca do siebie, by wpoić mu wiedzę magiczną.
     Poprzez szereg zdarzeń, których nie chcę tu wymieniać, by zostawić czytelnikom odrobinę satysfakcji z czytania książki, nasz bohater trafił na wyspę Roke, gdzie mistrzowie magii nauczają młodzieńców jak czynić czary. Należy również nadmienić, że kiedy Duny osiągnął wiek trzynastu lat odbył się obrzęd zmiany imienia. Od tego czasu zwał się Gedem bądź Krogulcem, jak nazywali go wszyscy ludzie, bowiem kluczem do panowania nad roślinami, morzami, zwierzętami czy ludźmi były ich prawdziwe imiona, dlatego też ludzie zdradzali je jedynie najbliższej rodzinie i bliskim przyjaciołom.
     „Czarnoksiężnik z Archipelagu” jest książką mówiącą o dorastaniu, kształtowaniu osobowości, nabywaniu wiedzy, następstwach negatywnych, lekkomyślnych emocji i o strachu, który podąża za człowiekiem i nie daje o sobie zapomnieć. To pierwsza część sagi o Ziemiomorzu, i chociaż ciężko było na początku zapoznać się z wszystkimi dziwnymi miastami czy imionami, to zżyłam się z nimi i chyba mam ochotę sięgnąć po następne tomy, chociażby po to, by dowiedzieć się jak dalej potoczą się losy Geda.
     Zdecydowanym minusem książki, jak dla mnie, okazała się ilość opisów. Niekiedy bardzo topornie szło mi ich czytanie, przez co dopadała mnie senność. Osobiście wolę książki, gdzie jest więcej dialogów, a opisy pojawiają się w ładnej, prostej formie. Niektóre akapity były tutaj niepotrzebne, mówiły o trywialnych rzeczach, które niewiele wnosiły do całej fabuły, a które można było zastąpić czymś ciekawszym, żywszym…
     Jak już wspomniałam na początku, nie wiem, co mam o tej książce napisać, jak się do niej ustosunkować. Nie wiem też, czy mi się podobała czy nie. Podchodzę do niej w neutralny sposób. Nie chcę ani zaniżać, ani zawyżać jej wartości. Mogę powiedzieć z ręką na sercu, że jeśli ktoś lubi czary, opowieści o tym, jak ludzie dojrzewają, zmieniają swój światopogląd, uczą się na błędach, to mogą w tej książce znaleźć coś dla siebie.

* Pieśń o stworzeniu Ea („Czarnoksiężnik z Archipelagu” Ursula K. LeGuin)

Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Liczba stron: 237

28 grudnia 2011

Katekyo Hitman Reborn!


Katekyo Hitman Reborn!
Komedia, przygodowe

 


     Jeśli lubisz historie, w których opisywany jest motyw wybawcy, to anime jest idealne dla ciebie! Dodajmy do tego jeszcze całą grupkę przyjaciół tworzących drużynę, nadprzyrodzone moce i pokłady siły drzemiące w bohaterach, po których nikt nigdy by się tego nie spodziewał. Czy to Cię zachęca do obejrzenia tego anime? Jeśli nie, będę musiała postarać się bardziej…
     Tsunayoshi Sawada jest uczniem liceum. Bardzo… charakterystycznym. Jest bałaganiarzem, często się spóźnia, jego oceny są, łagodnie mówiąc, tragiczne… Często się potyka, uderza o coś. W zasadzie co tu dużo mówić? Z całą pewnością można nazwać go nieudacznikiem. I co najlepsze, to właśnie on jest głównym bohaterem naszego anime.
     Historia zaczyna się w dniu, gdy do domu Tsuny przyjeżdża jego nowy korepetytor. Jest to postać niezwykła, gdyż okazuje się małym chłopcem przyodzianym w czarny, elegancki garnitur i pasujący do ubrania kapelusz, na szyi ma naszyjnik z dużym żółtym smoczkiem, a na rondzie kapelusza przesiaduje uśmiechnięty kameleon. Uroku dodają mu sterczące, mocno podkręcone baczki. Przedstawia się jako Korepetytor o imieniu Reborn, jednak nie jest on zwykłym nauczycielem, co to, to nie… Reborn jest płatnym zabójcą.
     Przyjazd Reborna okazuje się punktem zwrotnym w życiu „beznadziejnego Tsuny”. Malec, pomimo swoich niewielkich gabarytów, okazuje się być mężczyzną ze stali. Próbuje wyćwiczyć Tsunę na dziesiątego szefa mafii Vongola, chociaż sam zainteresowany wcale nie chce zostać mafiozem. Reborn w swoim programie szkoleniowym używa wielu technik, zarówno tych normalnych jak i ekstremalnie niebezpiecznych, co wywołuje u widzów niekontrolowane wybuchy śmiechu.
     Przez 203 odcinki bajki przewijają się tutaj tabuny nowych postaci, tych dobrych i tych złych. Co ważne, wszystkie są bardzo żywe i wszystkie mają bardzo ważną rolę. Oczywiście moimi faworytami są Lambo i Dino. Lambo jest pięcioletnim dzieckiem, zabójcą. Jest niesamowicie cudownym szkrabem. Ubrany jest zawsze w strój krowy, a w jego afro mieszczą się wszystkie jego ulubione zabawki, czyli granaty, pistolety i bazooka. Natomiast Dino jest głową rodziny Cavallone, powiązanej z Vongolą i poprzednim uczniem Reborna. Tak się składa, że wszyscy uczniowie naszego małego korepetytora są dziwni i niezbyt rozgarnięci, więc możemy się spodziewać tego również po Dino… Chłopak jest niesamowicie silny i zaradny, ale tylko wtedy, gdy są przy nim jego ludzie. Jeśli jednak jest sam, staje się najbardziej ciapowatym osobnikiem, czasem nawet bardziej niezdarnym od Tsuny.
   Uważam, że anime jest pełne swoistych perełek. Sama historia jest ciekawa i układa się pięknie w jedną całość i pomimo aż 203 odcinków, żaden wątek się nie gubi. Fabuła jest interesująca, zabawna i trzymająca w napięciu. Osobiście pisząc tę recenzję, mam w głowie niesamowite ilości wiadomości, które chciałabym tu podać, ale wtedy byłoby to streszczeniem, a nie recenzją… Kocham „Katekyo Hitman Reborn” i mam nadzieję, że przedstawiłam je na tyle zachęcająco, byście i wy zechcieli obejrzeć tę cudowną bajkę.

203 odcinki (ok. 23 minuty każdy) + special (27 minut)

26 grudnia 2011

Zima pełni księżyca

Steve Hamilton
„Zima pełni księżyca”
Kryminał


     „Doskonale poprowadzona intryga, ironiczne poczucie humoru, pełnokrwiści bohaterowie i akcja, która nie zwalnia ani na chwilę” pisze o książce Kirkus Reviews. Odnoszę wrażenie, że osoba pisząca te słowa nie czytała nigdy książki, w której intryga goni intrygę, ani takiej, gdzie bohaterowie mają jakiekolwiek pojęcie o ironicznym poczuciu humoru.
     Soo Michigan jak i Soo Canada, to dwa przygraniczne miasteczka w USA i Kanadzie, w których toczy się akcja książki. Ze względu na to, iż znajdują się one na północy, zasypane są niesamowitą ilością śniegu. Myślę, że miasteczka te mają niezaprzeczalny urok, jednak autor nie pokusił się o ukazanie go na stronach swojej powieści. Z jego opisu poznajemy je raczej jako niewielkie mieściny, w których jest budynek policji, sąd, kilka barów i domki głównego bohatera… Wszechobecny śnieg na okrągło pada i zasypuje podjazdy i ulice. W lasach, które otaczają cały teren są szlaki dla skuterów, po których co i rusz przejeżdżają turyści. Autor chyba zdecydował się na zminimalizowanie opisów miejsc, w których przebywa nasz bohater.
     Historia rozpoczyna się na boisku do hokeja, na którym liga „trzydzieści plus” rozgrywa mecz. Główny bohater, Alex McKnight, zgodził się zagrać w zastępstwie na pozycji bramkarza. To właśnie podczas tego meczu poznaje mężczyznę, z którym będzie miał do czynienia prawie do samego końca powieści. Lonnie Bruckman jest bardzo ambitny, arogancki i agresywny. Jego zamiłowanie do narkotyków sprowadza nie lada kłopoty na niego, jego dziewczynę Dorothy, jego przyjaciól, a także Alexa. Po meczu wystraszona dziewczyna przychodzi do Alexa z prośbą o pomoc, jednak  następnego ranka znika z jednej z jego chat, w której ją ulokował. Co gorsza, mieszkanie jest w stanie totalnego nieładu, co definitywnie wskazuje na porwanie. Nasz bohater odczuwa wyrzuty sumienia przez to, że okazał się niekompetentny, dlatego też za wszelką cenę chce znaleźć dziewczynę. Pytanie brzmi czy mu się to uda?
     Jeśli zaś chodzi o bohatera, jest nim były policjant i od czasu do czasu prywatny detektyw, Alex McKnight. Osobiście uważam, że nazywanie go detektywem jest wręcz bluźnierstwem. Czterdziestoośmioletni mężczyzna, który nie potrafi zapomnieć o nocy sprzed lat, gdy zginął jego partner, ciągle nawiedzony koszmarami i wspomnieniami, nadal odczuwa strach. To jest jedyna osoba w całej książce, której po prostu nie mogłam znieść. Jest ciapowaty, czasem nierozgarnięty i ma niesamowitą wolę życia i szczęście. Jest nad wyraz denerwujący i irytujący. Potrafi dostrzec swoje błędy, ale jakoś niewiele pożytku z tego wynosi… I tak samo jak szef policji Maven uważam, że jest „najtępszym człowiekiem na całej planecie”. Chociaż trzeba przyznać, że nawet on okazał się lepszy niż dwóch tajniaków, którzy również pojawiają się w tej książce.
     Wszystkie inne postaci występujące w powieści okazały się być niewystarczająco opisane. Mamy tutaj pracujących w kasynach Indian, którzy mają problem z alkoholem, Vinniego, najlepszego przyjaciela Alexa, który również jest Indianinem, ale on tak dla kontrastu nie pije, grupę młodych hokeistów lubiących narkotyki, barmana, kilku policjantów, tajniaków, jednego w miarę rozgarniętego detektywa i niewiadomo skąd rosyjskich zbirów i ich szefa…
     Tak więc mogę powiedzieć z ręką na sercu, że książka mi się nie podobała, ale to jest moja osobista ocena i wierzę, że znajdą się ludzie, którym to się może podobać. Ja do nich nie należę i cieszę się, że moje upodobania nie są tak… niskie.
     Na domiar złego występuje tu narracja pierwszoosobowa, więc historię poznajemy z perspektywy Alexa. I chociaż go nie polubiłam, to było kilka miejsc, gdzie się z nim zgadzałam… Szczególnie, kiedy ganił siebie za własną niekompetencję.
     Zawiodłam się na tej książce. W bibliotece, czytając opis zamieszczony na okładce, byłam pewna, że ta powieść jest interesująca i wciągnie mnie tak samo jak inne kryminały. Sama postać detektywa, który jest prześladowany strachem, który wciąż rozpamiętuje noc, gdy zginął jego partner, wydawała się pociągająca i intrygująca. To, co znalazłam na stronach książki było zwyczajną podróbką prawdziwych detektywów, kimś, kto nie potrafi zając się prostą sprawą: ochroną dziewczyny.

Wydawnictwo: AMBER
Liczba stron: 238

23 grudnia 2011

Liar Game


Liar Game
Thriller, psychologiczny


     Niewinna, uczciwa i niesamowicie naiwna Nao znajduje pod drzwiami do swojego mieszkania dużą paczkę i list od Sekretariatu LGT. Okazuje się, że w przesyłce jest sto milionów jenów oraz kaseta wyjaśniająca zasady gry, która polega na kłamaniu i oszukiwaniu. Przede wszystkim należy pilnować swoich pieniędzy, by przeciwnik, którego wyznaczy Sekretariat, nie zdołał ich ukraść, jednocześnie starając się pozyskać pieniądze przeciwnika… Ważne jest to, że obydwie strony zgadzają się na te warunki, więc nie można zabrania pieniędzy przeciwnika nazwać przestępstwem. Wygrywa osoba z większą kwotą. Po trzydziestu dniach sekretariat przychodzi odebrać sto milionów, które początkowo podarował. Pieniądze, które uda się ukraść przeciwnikowi są twoją nagrodą, jednak jeśli to tobie zostaną ukradzione, będziesz mieć dług, który musisz spłacić sekretariatowi. W najgorszym wypadku może on wynieść sto milionów jenów.
     Zasady gry są proste a możliwa wygrana niesamowicie kusząca, ale Nao nie chce brać w tym udziału. Stara się zgłosić całą sprawę na policję, lecz policjant wyjaśnia jej, że to gra i nie może przyjąć jej zgłoszenia. W tym wypadku stara się skontaktować z Sekretariatem LGT, ale nie może go znaleźć. Dziewczyna musi wziąć udział w tej strasznej rozgrywce, jednak znajduje rozwiązanie do tej zagadkowej gry, gdy dowiaduje się kto jest jej przeciwnikiem, a mianowicie jej były nauczyciel z liceum. Razem z nim ustalają, że powinni zamknąć pieniądze w banku, na czas gry i po trzydziestu dniach zwrócić całą sumę sekretariatowi. Jednak mężczyzna sprytnie wykorzystuje naiwność Nao i kradnie jej wszystkie pieniądze.
     Kiedy Nao orientuje się, że została oszukana, załamana zastanawia się co powinna zrobić. W tej trudnej sytuacji pomaga jej funkcjonariusz policji, zdradzając jej, że za kilka dni z więzienia wyjdzie pewien oszust, uznawany za prawdziwego geniusza. Nao bez chwili wahania postanawia poprosić błyskotliwego Akiyamę o pomoc.
     Tak właśnie rozpoczyna się najbardziej interesująca i dająca do myślenia drama, jaką kiedykolwiek widziałam. Każdy odcinek obfitował w zawikłane zagadki, podstępne gierki i sprytne, dokładnie przemyślane oszustwa. Akcja raz była wolna, raz szybka, jednak wszystko zgrywało się w całość, nie narażając widza na odczuwanie nudy czy irytacji. Twórcy serialu postarali się o to, by widzowie mogli wczuć się w rolę osoby grającej w Grę Kłamców. Sama mimowolnie zastanawiałam się co ja zrobiłabym w takiej sytuacji, a także jak postąpią Nao i Akiyama, by wygrać i uniknąć długów.
     Bohaterowie serialu byli postaciami z krwi i kości. Nie byli wyidealizowani, a wręcz można powiedzieć, że przejawiali wiele negatywnych cech. Przede wszystkim ukazana została tutaj ludzka chciwość. Przerażające było też to, co pieniądze potrafią zrobić z ludźmi, do jakich czynów człowiek zdolny jest się posunąć, by wygrać. Jedyną osobą, której na nich nie zależało była Nao i chociaż czasem była denerwująca, bo można się było wręcz spodziewać, że znów ktoś ją oszuka, to uważam, że jest osobą, którą można polubić.
     Motywem przewodnim całej dramy była gra, do której wciągano coraz to więcej ludzi. Na szczęście pojawiły się tu także inne wątki, dzięki czemu całość nie była nudna i przewidywalna. Można do nich zaliczyć na przykład wątek nieco dziwnej przyjaźni, w której co chwilę dochodziło do zdrad i oszustw. Oprócz tego ukazane zostały ważne fakty z przeszłości niektórych postaci jak również przemiany, jakie zachodziły wewnątrz bohaterów w trakcie całej maskarady.
     Drama jest, moim zdaniem, prawdziwym bestsellerem wśród japońskich seriali i żałuję, że tak szybko się skończyła. Obie serie i film pochłonęłam w niecałe trzy czy cztery dni i jestem pewna, że jeszcze nie raz do nich wrócę.
     Zdecydowanie polecam dramę osobom, które lubią zagadki i thrillery psychologiczne. Niekiedy fabuła była bardzo zagmatwana, więc można się było pogubić, ale wystarczy przemyśleć to jeszcze raz i wtedy okazuje się, że to wcale nie jest takie trudne do ogarnięcia.

Sezon 01 – 10 odcinków (36 minut) + 1 odcinek końcowy (2 godziny 25 minut)
Sezon 02 – 9 odcinków (46 minut)
Film końcowy – 2 części (łącznie nieco ponad 2 godziny)

22 grudnia 2011

Iliankowe święta


     Na wielu blogach pojawiła się już świąteczna notka… Z tego też względu zapragnęłam pochwalić się wam moimi świętami…

     Dotarł dzisiaj do mnie mój prezent podchoinkowy, który sama sobie kupiłam. Znalazłam ostatnio ciekawą aukcję na allegro, gdzie właściciel antykwariatu z Bytomia, wyprzedawał nadwyżki książek. Książeczki sprzedawane były na wagę, to znaczy, że za 1 kg książek płaciło się 1,99zł. Oczywiście połasiłam się i zamówiłam 10 kilogramów (łącznie z kurierem wyszło 40 złotych)… Paczka przyszła do mnie po kilku dniach oczekiwania i jedynym minusem tego prezentu było to, że aż do otworzenia paczki nie wiedziałam jakie książki dostanę… A oto mój prezent:

Znajdują się tu:
1. „Jaryna” J.I.Kraszewski
2. „Matnia” Leonard
3. „Morze, okręt it y” M.Panow
4. „Moja pierwsza encyklopedia.Ssaki”
5. „Bajki i opowieści” J.I.Kraszewski
6. „Ostap Bondarczuk” J.I.Kraszewski
7. „Spiżowa brama” T.Breza
8. „Santoryn” A. MacLean
9. „Kontrakt” G.Seymour
10. „Nieuchwytny jastrząb” H.Crowder
11. „Smak ryzyka” J.Jones
12. „Komu życie, komu śmierć” B.Chnoupek
13. „Plan Maxwella” C.Hyde
14. „Tajemnicę weź do grobu” J.H.Chase
15. „Hrabina Cosel” J.I.Kraszewski
16. „U babuni” J.I.Kraszewski
17. „Kordecki” J.I.Kraszewski
18. „Bożonarodzeniowe opowieści niezwykłe” K.Kingsbury
19. „My z Bukovaca” Z.Milcec
20. „Baśń o kocie w butach” E.Szelburg-Zarembina
21. :Przygody Hucka” M.Twain
22. „W walce ze złotym smokiem” W.Bełcikowski
23. „Najemnik” M.Bragg
24. „Herriott Street 29” J.Hutton
25. „Krwawe skrzydła” tom 2 L.M.Bartelski
26. „Krwawe skrzydła” tom 3 L.M.Bartelski
27. „Marlowe, Mann i Superman” K.Piwowarski
28. „Ziemia 1978. Prace i materiały krajoznawcze”
29. „Nas troje i reszta” Z.Sztaba
30. „Korzenie traw” S.Woods
31. „Kultura miłości. Wszystko o…” M.Wisłocka
32. „Problemy seksualne mężczyzn” Z.Janczewski
33. „Mezalianse… Mezalianse…”
34. „Strefy” A.Kuśniewicz
35. „Nocny jeździec” R.P.Warren
36. „Syndrom Segre” J.Howlett

     Chociaż zdecydowana większość książek jest dość stara, nie chcę spisywać ich na stratę zanim ich nie przeczytam. Zobaczymy czy znajdzie się tutaj coś wartościowego. I z tego co widzę, to chyba dostałam wszystkie książki jakie napisał Kraszewski... :)

 


     Dzisiejszego pięknego dnia zabrałam się za ubieranie choinki. Jako, że moja mama dwa lata temu stwierdziła, że nie chce już mieć czerwono-srebrnej choinki, wracając z pracy wypatrzyła genialne bombki w jakiejś kwiaciarni… Szczerze powiedziawszy weszła tam i zażyczyła sobie, aby Pani Kwiaciarka rozwaliła sobie całą wystawę i opędzlowała całą tamtejszą choinkę z ozdób… Kocham moją mamę :)
Nasza domowa choinka, w dodatku z cukierkami (białe Michałki) prezentuje się tak:





     Natomiast na jutro zaplanowałam sobie pieczenie, tak więc będę robić karpatkę i ciasto marchewkowe, a wieczorem z mamą babeczki. Może nawet pokusimy się o zrobienie sałatki z gyrosem, chociaż nie wiem czy to nie za szybko…







Na zakończenie chciałam życzyć wszystkim czytelnikom Wesołych Świąt i Szczęśliwego Nowego Roku!


Zdjęcia robione telefonem i pewnym beznadziejnym aparatem, nie wiem w ogóle po co moja siostra go kupiła… Niestety ja mój aparat zostawiłam w mieszkaniu w Lublinie…